poniedziałek, 23 listopada 2015

XIV. "Zgoda"

Długa przerwa. Ale wiecie wszystko. Płakałam ze wzruszenia. Dzięki wam. Wróciłam. Nie wiem co z tego wyjdzie, ale dla Was powalczę. Proszę. 
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zimowe powietrze, ciepły ogień z kominka i gorące słońce wpadające przez szyby, połączone z wszechobecnym zapachem świeżo parzonej kawy, było idealną mieszanką na początek dnia. Grudzień w Warszawie był dosyć przyjemny tego roku, brunet wstał z krzesła i ruszył wolnym krokiem z kubkiem kawy na balkon. Pierwszy raz od wielu tygodni miał wolny weekend i chciał go jak najlepiej wykorzystać. Odkąd Dagmara pokazała się na jego zajęciach zrobił się rozkojarzony i nerwowy, a fakt, że od tamtego dnia minął dokładnie miesiąc, a on więcej jej nie widział,  wpływ na niego jeszcze gorzej. Dlatego poprosił o dwa dni wolnego i jak widać piękna pogoda chciała mu w te dni towarzyszyć. Wstał dosyć wcześnie, bo przed 8 i pierwsze co zrobił to jak co dzień zaparzył kubek kawy prosto z Kolumbii i zjadł duże, ale zdrowe śniadanie. Jako, że był zawodowym tancerzem musiał dbać o swoją dietę i tryb życia, nie mógł pozwolić sobie na minimalne błędy, ale nie tylko zdrowie i forma była ważna, dbał też przesadnie o sylwetkę. Codziennie po pracy biegał przez dwie godziny po parku, a dwa razy w tygodniu siedział przez godzinę na siłowni, by wyrobić idealne ciało. Był wręcz uzależniony na tym punkcie. Nie chciał być kulturystą, ale musiał być idealny. Mięśnie, kaloryfer, zero tłuszczu, szczupły, wysoki, seksowny i przystojny. To wszystko o czym myślał. Tak było i dzisiaj, gdy tylko skończył śniadanie założył dres i wybiegł na siłownię. Dzisiaj miał pakować, jutro forma. Założył słuchawki, puścił Three Days Grace i zaczął wysiłek. Na jego niekorzyść zaczęło się piosenką „Pain”, która jak zawsze kojarzyła mu się z Dagmarą. Przy każdym słowie piosenki czuł wściekłość. Pomimo iż był tylko tancerzem, był nadpobudliwy i nerwowy. Zwłaszcza w przypadku jego dziewczyn.  Wiki była pierwszą, którą naprawdę kochał i to dla niej zaczął tak o siebie dbać, ale wiedział, że to też zniszczyło ich związek. To i jego zazdrość. Dagmara była piękniejsza od bogini, dobrze o tym wiedział, a widząc wzrok innych mężczyzn na nią działał na niego jak płachta na byka. Nie mógł zrozumieć, że go kochała, bał się, że ktoś mu ją zabierze dlatego za wszelką cenę starał się być idealny, by ta nie odeszła od niego, dlatego nie pozwalał jej spotykać się z innymi, ani się z nimi kontaktować. Ze strachu przed jej utratą, odejściem do innego zaczął panikować i oskarżać ją bezpodstawnie, aż sam doprowadził do jej odejścia. Z nożem w sercu wspominał ostatnie dni, które były mordęgą, wieczne krzyki, kłótnie, a nawet gorzej. Był tak zdesperowany, że dopuszczał się okropnych czynów. Kochał ją na tyle, że nie pozwalał jej wychodzić z mieszkania, wiedział, ze to było chore, ale nie potrafił żyć ze świadomością, że ktoś może z nia flirtować, chciał jej pokazać jego miłość przez co nieświadomie zrobił z niej seksualnego niewolnika, a gdy ta protestowała oskarżał ją o zdradę, aż dopuścił się niewybaczalnego i…. zadał cios. Pamięta jakby to było wczoraj, łzy w oczach, ból, ślad na jej twarzy, obrzydzenie i strach. Pamięta jej sylwetkę, wybiegającą w panice z mieszkania jego rodziców. Pamięta ten pełen bólu i rozpaczy głos, którym wypowiedziała dwa słowa, pełne szczerości i bez litości. „NIENAWIDZĘ CIE”. Te dwa słowa przelały czarę. Konrad wypuścił sztangę i pochylił się zdyszany. Nawet nie zauważył jak serce zaczęło walić mu jak szalone, a oddech przestał nadążać za ciałem. Nawet nie zauważył jak minęła godzina. Wyciągną słuchawki, wziął łyka wody i poszedł pod prysznic. Nie chciał więcej o niej myśleć dzisiejszego dnia. Chciał spuścić ją razem z wodą.  
  
Prace nad płytą trwały już miesiąc, dla zespołu był to bardzo pracowity i wymagający okres. Ciągłe przesiadywanie w studiu, dodatkowo tworzenie po godzinach w domu było to też męczące dla ich bliskich. Szczególnie ciężko znosiła to Dagmara. Dla ich biznesu zaczął się cieżki okres, brak klientów, brak dochodów, a wydatki rosły. Po ciężkim dniu zestresowana i zmeczona wracała do pustego mieszkania i nawet gdy dzwoniła do swojego chłopaka, ten był wiecznie zajęty co z czasem denerwowało ją jeszcze bardziej. Wściekła siadała na tarasie otulona kocem i wypominała sobie, że Konrad zawsze znajdywał dla niej czas. Miał go aż nad to.  
Nadszedł czas świąt, pomimo wolnych dni, chlopcy spotykali się wspólnie w mieszkaniach i dalej ciężko pracowali nad albumem.  Już półtorej miesiąca minęło, a oni dopiero skończyli 3 piosenki, musieli ostro wziąć się w garść, aby zdążyć w terminie. Od czasu pikantnej nocy z Dagmarą spotkali się tylko raz w dodatku tamtej nocy pokłócili się na tyle, że Daga sama wracała w środku nocy do domu. Blodnyn był świadomy tego, że ten czas nie jest łatwy i dla niej, ale nie mógł nic z tym zrobić, poidpisał kontrakt, musi spełnić warunki i musi wydać płytę w terminie i chociaż bardzo tego pragnął, nie mógł teraz skupiać się na dziewczynie.  Dagmara w tym czasie szukała pocieszenia u Wiki, w końcu jej chłopak też wybył z domu i pracował nad płytą zostawiając ją samą, jednak ta była dziwnie sztywna i.. obca, ciągle mówiła, że jest zajęta i nie może się spotkać, a gdy już się spotkały ta zachowywała się jakby była obcą jej osobą. Toteż Dagmara przestała się z nią sotykać i ponownie została sama.  
Jak długo można siedzieć samemu w ciasnym pokoju. Na zewnątrz chłód, w domu cisza. Dziewczyna miała już dosyć tej samotności, obcości, zimna. Dzień za dniem mijał jej monotonnie. Codziennie po skończonych zajęciach wracała do domu, odczytywał kolejny sms za smsem od Igora. "Nie mogę dzisiaj". "Muszę zostać dłużej". "Pokomplikowało się, nie będzie mnie." WIedziała, że się od siebie odsuwają, ale nadal miała nadzieję. Nadzieję, że to minie, że wreszcie skończą nagrywanie płyty i wszystko wróci do normy, nadzieję, że to chwilowe. Przecież od początku ryzykowała podejmując się tego związku, wiedziała jakie są konsekwencje miłości z muzykiem, wschodzącą gwiazdą. Nie spodziewała się jednak, że będzie to aż tak trudne.  
Zbliżały się święta. Niepokoił ją fakt, że ojciec się nie odzywał. Odkąd wyjechał pół roku temu do Stanów pracować, nie dostała od niego żadnej dokładniejszej informacji co u niego. Tylko ogólne słowa na pocztówce. Bolało ją, że będą to pierwsze święta oddzielnie. Prawdopodobnie- pierwsze święta samotnie. Każdy dzień przybliżał ją do tych magicznych chwil. Ból był coraz bardziej uporczywy. Nie zwracała już uwagi na smsy, na wymówki, na odmowy. Nie widziała go kolejny tydzień, a ból ustępował złości. Bywały dni gdy zrozpaczona siadała na balkonie i płakała, bywały dni gdy wściekła tłukła talerze. Czuła, że jest coraz bliżej krawędzi, że jest źle, ale nie mogła nic na to poradzić. Straciła chłopaka i przyjaciółkę. Jednego porwało studio, drugą tajemnice. Została sama, wiedziała, że potrzebuje ratunku.  
Dzisiaj ma być inaczej, dzisiaj będzie inaczej. Wracając z zajęć ponownie dostała sms od Igora. "Sprzęt szwankuje, nie dam rady. Przepraszam." Standard- pomyślała i rzuciła w kąt szalik. Trzasnęła drzwiami i pobiegła do pokoju się przebrać. Dzisiaj będzie inaczej. Złapała torbę, związała włosy, przepakowała rzeczy i wybiegła z pokoju prawie zapominając o kluczu w drzwiach. Włożyła słuchawki, włączyła Led Zeppelin i zaczęła biec. Lekka rozgrzewka na początek. Biegła z zamkniętymi oczami. Wiedziała gdzie. Na ostatniej prostej mocno przyspieszyła. Wbiegła po schodach na górę i otworzyła drzwi. Ciepło, zapach środków czystości i blask choinki. To było to. Kochała to miejsce. To było TO miejsce, która ją ratuje. Wszystkie lata spędzone na tej hali. Kiwnęła głową kobiecie w recepcji i poszła do przebieralni. Dzisiaj zamówiła salę na dwie godziny. Potrzebowała tego, potrzebowała jego obecności, jego ramion, jego kontroli, jego nauki, jego głosu. Założyła suknię, którą dostała od niego na 18 urodziny. Dzięki Bogu była jeszcze na nią dobra. Dzisiaj chciała to zrobić. Dwa cele. Tango i rumba. Założyłą buty i poszła na salę. Konrad już na nią czekał. Jak zawsze miał na sobie czarne spodnie i białą koszulę. Widząc jej suknię podniósł się na równe nogi.  
-Daga... Czemu.- zaczął, ale dziewczyna szybkim krokiem doszła do niego i położyła mu palec na ustach. Nie poznawała sama siebie, nie wie skąd w niej nagle tyle pewności siebie, zdecydowania, agresji.  
-Nic nie mów. Dzisiaj nie ma słów, jest mowa ciała.- szepnęła mu prosto do ucha, musnęła jego policzek i szybko podeszła do wieży. Na początek tango. Whatever Lola Wants- Sarah Vaughan 
Dziewczyna wróciła szybko do partnera, złapała go, a on wykonał to samo i zaczęli grę. Tango, pełne wigoru, impresji, szczegółów. Idealne na jej dzisiejszy nastrój. Wykonali pierwsze kroki, Daga była pełna uczuć, jej nogi były nad wyraz agresywne, wszelkie wymachy były atakiem. Konrad patrzył w jej twarz ze zdziwieniem, ale ona lodowatym wzrokiem patrzyła w ziemię, narzucała coraz szybsze tempo, coraz agresywniej, zaczynała przejmować kontrolę na co Konrad musiał zaregować. Wykonał szybki piruet, odchylił dziewczynę i powrócił tak szybko, by ta nie zdążyła zareagować. Wyrwana z transu spojrzała w jego oczy. Była rozbita. Widział to, cierpiała. Jej oczy były kruche, mimo wcześniejszej złości. Wykonywali kolejne kroki, szybsze, wolniejsze, ale on nadal patrzył w jej oczy. Widział jak się rozpada, czuł coraz większy ciężar. Piosenka dobiegała szczytu. Ich taniec przeszedł w dość zmysłowe ruchy. Każde zbliżenia, ona coraz bardziej pękała, robiła to z większymi  uczuciami.  
-Daga. Co się dzieje?- szepnął gdy byli blisko, ale on od razu zmieniła stronę. Wróciła lodowata, ze złości zaczęła miotać się na boki, wyrzuty robiła agresywnie. Musiał więc ponownie wkroczyć. Tym razem jego nogi zaczęły atakować jej kroki. -Przestań.- warknął i wykonał szybko zwrot. Stała teraz przed nim. Trzymał ją w ramionach, oddał daleko do przodu wykonując półkole i wrócił. Zapach jej włosów tak blisko niego tylko pobudził jego zmysły. Muzyka dobiegała końca, ruchy spowalniały, a do jej oczu napłynęły łzy. W ostatnich sekundach jedna łza spłynęła po policzku.  
-Da..-nim zdążył powiedzieć gdy skończyli grę, muzyka sama przeszła w kolejną. Rumba. To co kochali. Wiedział, że teraz dowie się wszystkiego. "Goodbye my lover" James Blunt. 
Jej ciało zostało opanowane uczuciami. Płakała, szlochała. Chciała mu powiedzieć wszystko. Z początku była delikatna, w jego ramionach tonęła. Rozpływała się, by potem zacząć pokaz. Pozwolił jej kierować, to jej przedstawienie. Jej sztuka. Gwałtowne ruchy, szybkie zwroty i łzy. Spływały strumieniami. Wodzili razem po całej sali. Jej zrozpaczone ruchy wprawiały go w osłupienie, nie wiedział co robić. Czekał na koniec. Końcem były słowa "I'm so hollow babe". Zbliżyli się do siebie, jej dusza pękła. Zaczęła go bić, okładać go pięściami, to już nie był taniec. Złapał jej nadgarstki, ale ona dalej uderzała płacząc przy tym i szlochając. Puścił jej dłonie i objął ją siłą przyciągając do siebie.  
-Już mała. Spokojnie.- szeptał całując ją w czoło, osiedli tak oboje na ziemi. Razem, splątani w objęciach.  Jej ciało co chwila ogarniały szlochy przechodzące w krzyki. Chwilami starała się wyszarpać, by potem zatopić się w jego ramionach. Jego cichy szept, jego ciepłe dłonie, jego zapach. Był dla niej mieszanką wybuchową, zabijał ją i ożywiał. Tak długo brakowało jej tego uczucia. W oczach widziała Igora, ale wiedziała, że jego nie ma. Nie ma i to jest jej problem. ZNowu krzyknęła wściekła i ponownie zatopiła się w ramionach Konrada. Po kilku minutach w ciszy przestała się rzucać i uniosła oczy ku twarzy mężczyzny. Ten patrzył na nią w skupieni badając jej wzrok. Byli tak blisko siebie, oboje spragnieni, oboje zmęczeni, oboje zakochani...w sobie. Nikt nie wiedział kiedy, ani jak. Ich usta po prostu się złączyły, powieki przymknęły, a ciała zaczęły ze sobą grać. Delikatne wargi dziewczyny złączyły się z pełnymi wargami mężczyzny, ich smak, ich czułość. Pasowały do siebie idealnie. Długo oboje czekali na tą chwilę, oboje za nią tęsknili, tęsknili za smakiem swoich ciał. Chcieli, aby ta chwila trwała wiecznie.  
-Igor?- zapytał nieśmiało Konrad gdy razem wyszli z hali, na jednym ramieniu niósł swoją torbę, na drugim Dagmary. Nie musieli komentować tego co stało się na sali, nie było na to słów. Wiedzieli, że to było złe, a zarazem dobre. Było to zakazane, ale uratowało to ich dusze.  
-Tak. -to jedno słowo wystarczyło. Konrad wiedział, że się nie rozstali, ale coś było nie tak. Inaczej by do niego nie przyszła. Nie potrzebował długiebgo gadania co się stało, wiedział, że musi być z nia, tyle wystarczy. Konrad wrzucił torby na tylne siedzenie, otworzył drzwi dziewczynie i usiadł za kierownicą swojego czarnego Dodga 
-Dokąd sobie księżniczka życzy? 
-Do domu.  
10 minut później Konrad wyłączył silnik samochodu. Całą trasę pokonali w ciszy, również w ciszy szli do drzwi mieszkania. Dagmara wyjęła kluczyki i otworzyła drzwi wskazując dłonią na wnętrze mieszkanie, zapraszając tym samym mężczyznę do środka. Bez słowa weszli do środka, lekki chaos panujący w mieszkaniu utwierdził go w przekonaniu, że z dziewczyną jest źle. Podeszła do radia i włączyłą muzykę, z głośników poleciał donośny głos Adele. Szybkim krokiem przeszła do kuchni, zostawiając go samego w przedpokoju. Ostrożnie zdjął buty i ruszyl w stronę kuchni. 
-Chcesz herbaty?- zapytała nonszalancko mimo iż na blacie stały już dwa kubki.  
-Taa...- mruknął i usiadł przy barku. -To co tam u ciebie słychać? 
-A no... Zajęcia, zajęcia i jeszcze raz zajęcia.- mruknęła zaciskając pięści na czajniku. 
-Kreatywnie. A jak u ojca?- jej dłon lekko zadrżała.  
-Nie wiem. Wyjechał pół roku temu do Stanów, dostaję jedynie pocztówki.- mruknęła odwracając się do niego plecami.  
-Ou... Nie wesoło. Może jest zawalony pracą. 
-Tak. Na pewno.- powiedziała z nutą nadziei w głosie, chciała wierzyć, ze tak jest. - A jak u Twojej mamy? 
-Ym...- teraz wstąpiła na jego teren skażony, nie chciał z nikim o tym rozmawiać, ale teraz już musiał. Jest to jej winien.- Jest... pod opieką specjalistów. 
-Doszli w końcu co się działo? 
-To... Alzhaimer.  
-O Boże. Konrad...- odwróciła się w jego stronę z czajnikiem, zalała herbaty i podeszła do niego. Objęła go w pasie, w oczach miała szczere współczucie, wierzył w jej dobro. Zawsze była dla niego dobra. Jej ciepło było dla niego niczym lekarstwo.  
Reszta dnia minęła im spokojnie. Nie chcieli drążyc więcej tematów. Dagmara zrobiła popcorn, Konrad wybrał film. Woleli w ciszy spędzić razem te chwile, chcieli nasycić się sobą, swoją obecnością, obecnością drugiej osoby. Konrad wiedział, że Igor siedzi teraz w studiu i nagrywa płytę, każda gazeta o tym pisze, a Dagmara wie, że od ich rozstania chłopak miał tylko matkę. Teraz nie ma i jej. Oboje są sami, rozumieją się najlepiej. Wiedziała, że ten dzień będzie inny, że ten dzień będzie wyjątkowy.  
Jego myśli krążyły po najgorszych drogach, jednego dnia jej nienawidzi. Drugiego dnia ją kocha, trzeciego dnia godzi się z rozstaniem. Ale jak może się godzić z utratą miłości kiedy widzi ją, ma ją w zasięgu dłoni, ale nie jest ona osiągalna. Jak ma się godzić, jeżeli widzi, że ona cierpi. Jak ma się godzić.... Jeżeli ona jest z innym. Jak?